
Dane za 2024 r. wg. niemieckiego Federalnego Urzędu ds.
Migracji i Uchodźców, do których dotarła "Wirtualna
Polska" mówią o zawróceniu 9387 osób. Wg polskiej Straży
Granicznej to zaledwie 688 osób. Strona
polska podaje tylko osoby formalnie przekazane polskim służbom (procedura
readmisji i dublińska). Strona niemiecka podaje również tzw. zawrócenia z
granicy lub deportacje. Służby niemieckie przywożące migrantów z
terenu Niemiec i odstawiające ich na stronę polską - takie działanie
już OK nie jest, a brak monitorowania przez stronę polską skali tego typu
wydarzeń i informowania o nich pokutują dzisiaj. Ponieważ nie mamy żadnej
pewności czy takich "podwózek" było pięć czy pięćset, a służby państwowe
nie posiadają żadnych własnych danych na ten temat. Wobec tego w polskim
społeczeństwie pojawiło się silne przekonanie, że rząd w Warszawie przymyka oko
na niemiecką politykę przerzucania niewygodnych imigrantów do Polski. Właśnie
ten chaos stworzył klimat, w którym organizowany m.in. przez Roberta Bąkiewicza
Ruch Obrony Granicy trafił na żyzny grunt. Problemu tego nie rozwiązują
wprowadzone przez Polskę 7 lipca wyrywkowe kontrole graniczne ponieważ nie
dotykają istoty problemu, którym nie jest przecież nielegalna migracja z
Niemiec do Polski, a wątpliwe prawnie działania strony niemieckiej
przerzucającej do Polski migrantów, którzy chcą pozostać w Niemczech. Należało wymagać
twardych dowodów, że odsyłani imigranci rzeczywiście przekroczyli granicę
Niemiec ze strony polskiej. Tego zabrakło. Społeczeństwo ma pełne prawo oczekiwać od polskiego rządu wywiązywania się z jednego z
podstawowych zadań, jakim jest ochrona granicy i transparentna polityka
migracyjna. Ruch Obrony Granic państwa i Straży Granicznej w tych zadaniach
uszczelniania granicy nie zastąpi. Rozwiązaniem problemu nie jest
porównywanie obywateli obserwujących granicę do bandytów, a właśnie prowadzenie
polityki transparentnej i zaproszenie strony obywatelskiej do społecznej
kontroli. Co tymczasem robi rząd? Decyzją premiera wciąga przejścia graniczne
na listę obiektów strategicznych, zabraniając
de facto dokumentowania
filmowego i zdjęciowego tego, co dzieje się na tym obszarze. Zamiast więc
transparentności, mamy działanie dokładnie w odwrotnym kierunku. GN 12.07.25