Góry są niebezpieczne. Ale nikt z alpinistów nie chodzi w
góry, by igrać ze śmiercią (choć z pozoru wspinaczka górska taką się wydaje).
Tym, co odeszli winni jesteśmy pamięć i modlitwę. Każda śmierć, jej czas i
miejsce są tajemnicą – tajemnicą Bożego wezwania. Niektórzy mają tę łaskę, że
Bóg powołuje ich do wieczności z gór. Ważne, by człowiek na to najważniejsze w
swoim życiu spotkanie szedł przygotowany. Wobec górskiej śmierci, powstaje nieodparte pytanie o sens górskiej
wspinaczki, o sens życia na krawędzi, o to, czy warto. Należy pamiętać, że
żadne góry i żaden szczyt nie jest wart ludzkiego życia. Człowiek wspinający
się w górach wysokich podejmuje ogromne ryzyko. Chodzi jednak o to, by to
ryzyko kontrolować i poprzez podejmowanie określonych działań zmniejszać do
minimum. W górach, dla alpinisty pociągająca nie jest sama droga, ale to, że
wydaje się niemożliwa do przejścia. Dlatego tak często porywa się na to, co
„nieludzko trudne” – niebezpieczne. Dlaczego ludzie chodzą w góry, dlaczego
podejmują ryzyko? Najbardziej zwięzły był George L. Mallory,
który stwierdził, że „idę w góry – bo są”. Swoją pasję przypłacił życiem na
Mont Evereście. Wobec tej sytuacji, która wydarzyła się na Nanga Parbat,
pytanie o „ewentualne szanse” sprowadzają się do jednej odpowiedzi: „szansę
przeżycia miał tylko ten, kto potrafił zejść o własnych siłach”. Pozostaje
podziwiać tych, którzy podjęli się heroicznej próby ratowania zaginionych. Nie
można oceniać gór, szczególnie gór wysokich, ludzkiej tragedii, walki o życie
innych w ekstremalnych warunkach, z pozycji kanapy, w ciepłych kapciach, z
herbatą w ręku. GN 5.02.18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz