W rok stulecia niepodległości wkraczamy jako kraj
paradoksów. Mamy najlepszą od 1989 roku kondycję gospodarki i najgłębszy
konflikt polityczny. Znakomite nastroje konsumenckie kontrastują z frustracją
elit. Obóz rządowy ma najwyższe poparcie wśród wyborców w Polsce i najgorsze
notowania w instytucjach europejskich. Jedni mówią o ostatecznym końcu
komunizmu, inni o jego triumfalnym powrocie. To już nie jest kwestia różnicy
zdań, ale diametralnie odmiennej diagnozy sytuacji. O ile jednak przyjęcie jej
w wersji wygłoszonej podczas exposé premiera Morawieckiego otwiera jakieś
możliwości ewolucji, o tyle uznanie za prawdziwą diagnozy opozycji rodzi
konsekwencje dramatyczne, by nie rzec: rewolucyjne. Teza o upadku w Polsce
demokracji i ostatecznej dewastacji państwa musi prowadzić do rozwiązań
nadzwyczajnych i niedemokratycznych (by demokrację przywrócić). Szykuje nam się
rok bardzo trudnego współistnienia w dwóch kompletnie nieprzystających rzeczywistościach.
I brutalnej walki o rząd polskich dusz, by jedną z tych rzeczywistości wybrały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz