Prawda o in vitro jest bardziej porażająca niż matrix i inne literackie
czy filmowe obrazy przyszłości. Przesłania ją jednak szantaż emocjonalny,
któremu ulegają całe społeczeństwa, także Polacy. Trudno opisać, jak wielkie
jest cierpienie tych małżonków, którzy nie mogą stać się rodzicami. Jednak
czy właściwym wyjściem z tej sytuacji jest (re)produkcja dla nich dziecka przez
zimnych fachowców od medycyny i techniki bez aktu miłości rodziców? Czy mogą
się zgodzić, żeby – zamiast poczęcia i zrodzenia w miłości ich dziecka –
obojętni producenci zaspokoili ich potrzebę „posiadania” potomstwa, produkując
dziecko skutecznie, dzięki nadplanowej produkcji „nadliczbowych” istot
ludzkich? Te „nadliczbowe” dzieci odrzucą podczas „kontroli jakości” jako
„buble” albo zmagazynują poprzez zamrożenie. Czy mogą zgodzić się na eugeniczną
selekcję własnych dzieci; zgodzić się na to, że pracownik ośrodka zdecyduje,
które z ich dzieci jest „zarodkiem niezdolnym do prawidłowego rozwoju” i nie
podlega ochronie? Samorządowcy, tworząc programy in vitro, odpowiadają za
śmierć istot ludzkich i poniżanie małżeństwa. Fałszywie chwalą się, że
zabiegają o życie ludzkie i szczęście rodzin. Samorządowe programy in
vitro to już istna epidemia. Niestety, rząd Zjednoczonej Prawicy nie
zdelegalizował procederu in vitro. Dodatkowym sygnałem alarmowym jest
zajmowanie się kwestią in vitro przez gminy, powiaty i samorządy województw.
Wychodzą one w ten sposób poza swoje ustawowe kompetencje. Jednak aby przekonać
samorządowców i polityków, sami musimy dobrze poznać prawdę o in vitro.
Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/mysl/211119,samorzadowa-epidemia-in-vitro.html
Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/mysl/211119,samorzadowa-epidemia-in-vitro.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz