poniedziałek, 25 listopada 2024

Bodziec do modlitwy

 


Do naszego języka wkradł się podcinający skrzydła i podszyty bezradnością duch narzekania, krytykanctwa, węszenia spisku. Coraz częściej, zamiast zająć się naszą zasadniczą ewangelizacyjną misją, „odbijamy piłeczkę”, starając się znaleźć trafną ripostę na prowokacje neopogańskiego świata. Spotykam na co dzień wielu, którzy jak pisał o ocalonym mieszkańcu biblijnej Sodomy św. Piotr, „uginają się pod ciężarem rozpustnego postępowania ludzi nie liczących się z Bożym prawem i mają umęczoną duszę” (2P 2, 6). Zamartwiają się, chodzą przytłoczeni, zgaszeni, porażeni agresywną narracją. Zamiast żyć „tu i teraz” obrażeni na rzeczywistość nucą mantrę „kiedyś było jakoś lepiej”. „Świat ewangelizuje ich skuteczniej, niż robią to oni”. „Prawdziwym bodźcem do modlitwy nie jest poczucie zadomowienia we wszechświecie, ale poczucie wyobcowania. - Czy ktokolwiek o wrażliwym sercu jest w stanie przyjąć ze spokojem i za rzecz naturalną tyle zła i cierpienia, tyle niezliczonych i daremnych prób postępowania zgodnie z wolą Boga? Bóg został skazany na wygnanie, świat jest zepsuty i przeżarty złem. Modlić się oznacza wprowadzić Boga z powrotem w świat, przynajmniej na chwilę zaprowadzić na ziemi Jego królestwo. Modlić się to rozszerzać Jego obecność”. Modlić się oznacza wprowadzić Boga z powrotem w świat. Marcin Jakimowicz, GN 13.11.24

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz