Niedawno minął światowy dzień bezpiecznego zabijania małych dzieci. Oficjalnie nazywa się to trochę inaczej – Światowy Dzień Bezpiecznej Aborcji – ale czemu nie nazywać rzeczy po imieniu? Cóż, zapewne dlatego, że wtedy trzeba by było zakończyć ten proceder i żarliwie pokutować. Zachwycone komentatorki, które się odezwały uważały, że granicą, za którą zaczyna się człowieczeństwo, jest zdolność płodu do samodzielnego życia poza organizmem matki. Inne twierdziły, że człowiekiem jest dopiero istota, która się urodziła, a jedna pani upierała się, że o nieczłowieczeństwie płodu świadczy brak… numeru PESEL. W końcu „aborcyjne marzycielki” zorientowały się, że cała ich proaborcyjna „argumentacja” kompletnie je ośmiesza, i skasowały cały wątek. Typowe. Tak łgarstwo radzi sobie z rzeczywistością. Franciszek Kucharczak GN 9.10.25











