środa, 9 stycznia 2019

Cicha kolonizacja


Trudno nie parsknąć na widok rewolucjonistów kulturalnych, którzy obrażają się, kiedy ktoś próbuje przełamać się z nimi opłatkiem. W rzeczywistości jednak sytuacja nie jest specjalnie zabawna. Dwa ważne miasta, w tym stolica, są rządzone przez obyczajową skrajną lewicę. Wystarczyło odpowiednie ustawienie politycznej układanki połączone z cichą przemianą mentalności mieszkańców miast. Do niedawna polityków, którzy maszerują w tęczowych paradach, a w życzeniach świątecznych nie wspominają o Bożym Narodzeniu oglądaliśmy w wiadomościach z Holandii czy Hiszpanii. Dziś, na razie lokalnie, mamy to samo zjawisko u siebie. Nie można już powtarzać, że nam ono nie grozi, bo sytuacja w Polsce jest inna niż na Zachodzie. W Portugalii było inaczej niż w Irlandii, w Irlandii inaczej niż w Belgii, a w Belgii inaczej niż w Kanadzie – i wszędzie obyczajowa lewica zrobiła swoje. Zresztą wszystkie wymienione kraje mają jedną cechę wspólną: brak silnych chrześcijańskich polityków. W Portugalii za prawicę uchodzą socjaldemokraci, w Holandii chadecy głosowali za aborcją, w Hiszpanii Partia Ludowa zacięła się nawet na próbie wprowadzenia obowiązku zgody rodziców na przeprowadzenie aborcji u 16-latki. W Polsce też brakuje silnego katolickiego ugrupowania. Prawo i Sprawiedliwość samo przemian obyczajowych nie wspiera, ale od długiego czasu blokuje projekt zakazujący aborcji, a odpowiedzią partii na genderowe zajęcia w szkołach było stwierdzenie, że zaprotestować powinni rodzice.  Małe lewicowe grupki potrafiły skutecznie skolonizować swoją stronę sceny politycznej. Konserwatyści tego nie zrobili. Wielka szkoda. GN 30.12.18

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz