Mąż dał jej pół godziny na decyzję czy przechodzi na islam,
czy na zawsze zabierze jej córkę, a ją deportuje do Polski. To było najgorsze
pół godziny w życiu Małgorzaty Grabskiej. Na
studiach w katowickiej AWF poznała przystojnego Tunezyjczyka. Kiedy lepiej się
poznali, zakochali się w sobie. Po trzech latach znajomości postanowili się
pobrać. Byłam zakochana, mój narzeczony był bardzo szarmancki, nosił mnie na
rękach i mówił, że bardzo kocha. Początkowo po
studiach zamieszkali w Lublinie. Wszystko wydawało się bajką i szykowali się do
wyjazdu do Tunezji. Jednak okazało się, że Małgosia jest w ciąży. Po porodzie
miała na próbę, na trzy miesiące, wraz z córeczką dołączyć do męża w Tunezji.
On pojechał wcześniej, by przygotować im miejsce. Nasze gniazdko okazało się
maleńkim pokoikiem u teściów, gdzie mieszkali także czterej bracia męża i siostra.
Teść wręczył mi klucz od spiżarki pełnej owoców, których nawet nie potrafiłam
nazwać i powiedział, że ja jestem gospodynią i to wszystko dla mnie. Każdy był
mi przychylny i uśmiechał się do mnie. Po trzech miesiącach tej sielanki
postanowiłam ubiegać się o stały pobyt w nowym kraju. Kiedy pobyt został
prawnie uregulowany, stosunek męża i jego rodziny do Małgosi i córki Ines
zaczął się zmieniać. Kiedy mąż zaczął ją bić i zmuszać, by żyła jak Arabka,
czyli np. nie korzystała z pralki, ale w kucki na ulicy prała na tarze z innymi
kobietami i traktowała mężczyzn w rodzinie jak swych panów, Małgosia była
przerażona. Byłam bita za każde słowo wypowiedziane do dziecka po polsku
i za każdy pacierz, jaki na klęcząco odmawiałam przed snem. Kiedy jednak mąż zaczął
bić dwuletnie dziecko za to, że się żegna i mówi do mnie po polsku, wiedziałam,
że nie mogę tu zostać. GN 22.01.19
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz