czwartek, 19 czerwca 2014

Potrzeba edukacji, nie indoktrynacji

Robert Gwiazdowski wyliczył niedawno, że jeśli ktoś pracuje w Wielkiej Brytanii i zarabia tam przykładowo 3,5 tys. zł, płaci od tej kwoty ubezpieczenie w wysokości 40 zł, pracodawca zaś odprowadza za niego 50 złotych. Podatku dochodowego w ogóle nie płaci. Zatem na rękę pracownik otrzymuje tam 3410 złotych. U nas, przy podobnym zarobku, pracownik otrzyma na rękę 2505 zł, gdyż pozostałą część konfiskuje państwo w postaci przeróżnych haraczów. Czy to jest klimat sprzyjający powstawaniu nowych miejsc pracy? Polacy mają olbrzymi potencjał, co zresztą nieraz już udowodnili. Jednak dla rządzących nie jest to chyba dobra cecha. Jednoznaczna sugestia, że „prawdziwy” rozwój nastąpił dopiero po wejściu do socjalistycznej Unii, bo dzięki temu mamy wspaniałe stadiony itp., jest zakłamywaniem rzeczywistości. Dziecko na lekcjach w państwowej szkole nie usłyszy, co to jest prawo popytu i podaży, nie nauczy się, czym jest wolny rynek i krzywa Laffera, natomiast dowie się o doniosłej roli unijnych dotacji oraz co zrobić, żeby w przyszłości takową otrzymać. Nie nauczy się, co to jest przedsiębiorczość, jednak wpojone mu zostanie już od najmłodszego, jak stać się żebrakiem. Naprawę kraju trzeba rozpocząć od wyrwania edukacji z rąk państwa i nieważne, czy będzie to państwo Tuska, Kaczyńskiego, Millera czy Korwin-Mikkego. Państwo nie edukuje, lecz indoktrynuje w myśl orwellowskiego hasła z „1984”: „Ignorancja to siła” (Paweł Sztąberek, Nasz Dziennik, 7.06.14).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz