niedziela, 26 stycznia 2020

Zagadka śląskiej medycyny


Trzy lata po ślubie kobietę dopadła ciężka choroba. Okazało się, że to bardzo rzadki nowotwór tkanki nabłonkowej i łącznej, a do tego miastenia, choroba powodująca małą odporność mięśni szkieletowych na najmniejszy nawet wysiłek. Doszło jeszcze kilka innych chorób, a także autoimmunoagresja, wyrażająca się tym, że organizm zabija własne komórki.  Już po pierwszych cyklach chemioterapii, do których doszło w 2001 r., lekarze powiedzieli, że leczenie spowodowało u niej trwałą bezpłodność. Dodali, że ma jajniki jak staruszka. Dla 28-letniej dziewczyny i jej męża to był dramat. Wiosną 2009 r  lekarz spojrzał na jej wyniki i oniemiał. Okazało się, że parametry krwi pacjentki są wzorcowe. Z medycznego punktu widzenia to nie powinno mieć miejsca. Zdumiony lekarz oświadczył „będziecie rodzicami”. Małżonkowie zdecydowanie odrzucili propozycję aborcji. Mieli pół godziny na podjęcie decyzji, czy dla dobra dziecka przerwać trwającą już chemioterapię. Gabriela zdecydowała, że ją wstrzymuje. W tej sytuacji prawie nikt nie wierzył, że dziecko, które rośnie pod jej sercem, będzie zdrowe. Według optymistycznej wersji po porodzie kobieta miała trafić pod respirator i pozostać do niego podłączona do końca życia. Wersja pesymistyczna zakładała, że Gabriela po prostu umrze. Dzięki pomocy świetnych lekarzy na świat przyszła maleńka Klara. Okazała się całkowicie zdrowa. – Nasz profesor, wspaniały ciepły człowiek, nazywa Klarę „zagadką całej śląskiej medycyny”. W ciągu 18 lat leczenia Gabriela przeszła aż 36 cyklów chemioterapii, prawdopodobnie najwięcej na świecie. Wszystkie zastosowane dotąd metody leczenia opierały się jednak na utrzymaniu jej przy życiu i łagodzeniu objawów choroby. – Teraz, po 18 latach walki, pojawiła się nowa nadzieja w postaci terapii komórkami macierzystymi. GN 17.01.2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz