piątek, 25 grudnia 2015

Tak umarł o. Góra

Umarł 21 grudnia właśnie podczas odprawiania wieczornej Mszy św. akademickiej w kościele dominikańskim w Poznaniu. Trudno pisać o jego śmierci, kiedy wiadomo, że w jej momencie dotykał samego życia. Przez 35 lat odprawiał Eucharystię o wpół do siódmej rano, a od kilku lat właśnie wieczorem. - Uwielbiam ten czas – mówił. - Jezus jest skarbem mojego życia, powietrzem. Nigdzie nie łażę, ale siedzę przy kościele, bo chcę być napełniony Bogiem. Bez rozmowy z Chrystusem, bez powierzenia się Maryi nic nie jestem warty. Musiałbym być bardzo bezczelny, żeby namawiać ludzi do czegoś, czym nie żyję. Żył Jezusem Chrystusem i wszyscy to widzieli, dlatego ten wierzący ksiądz tak przyciągał tłumy młodych - na Lednicę, na Jamną, do Hermanic i w ogóle - do duszpasterstwa.
Tego dnia w homilii przyszło mu skomentować ukochany fragment z „Pieśni nad pieśniami: „Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Powstań przyjaciółko miła, piękna moja, i pójdź! (…) ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć głos!” Jakie inne słowa mogły go lepiej podprowadzić do tej śmierci w marszu, w aktywności, jakiej pełne było całe jego życie? Czy mówiąc te słowa widział już Tę twarz, za którą tęsknił? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz