sobota, 14 kwietnia 2018

"10 kwietnia 2010 r. to najtrudniejszy dzień w moim życiu"



10 kwietnia 2010 r. to jeden z trudniejszych dni w moim życiu, chyba nawet najtrudniejszy - mówi w wywiadzie dla PAP prezydent Andrzej Duda. Informacja o tym, że samolot z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie rozbił się pod Smoleńskiem zastała go w Krakowie, w domu rodzinnym, gdzie pojechał na weekend do żony i córki. "To był wstrząs, nieprawdopodobny wstrząs, nie do uwierzenia. Nigdy nie zapomnę tych dramatycznych rozmów wtedy z ministrem Maciejem Łopińskim, który był szefem gabinetu pana prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego, z Jackiem Sasinem, który był w Smoleńsku, a był wtedy zastępcą szefa kancelarii, z kancelarią Sejmu, kiedy chodziło o przejęcie władzy prezydenckiej przez ówczesnego marszałka Sejmu pana Bronisława Komorowskiego. Bardzo, bardzo trudne momenty" - wspominał prezydent. Andrzej Duda podkreślił, że bardzo brakuje mu pary prezydenckiej - Marii i Lecha Kaczyńskich, a także kolegów z Kancelarii Prezydenta, którzy zginęli w Smoleńsku. Ale przede wszystkim - podkreślił prezydent - "bardzo brakuje ich polskiemu państwu; ich śmierć "to była naprawdę wielka strata dla polskiego państwa". Nie ma w ogóle pytania, czy tym ludziom się należy upamiętnienie, pomnik, czy im się nie należy. Oczywiście, że im się należy" - zaznaczył prezydent. "Dla mnie to jest bardzo przykre, a najbardziej przykre jest dla mnie to, że buduje się jakieś podziały - a tak czyni PO - wokół kwestii upamiętnienia tych, którzy zginęli. Jest to dla mnie niezrozumiałe. Przecież zginęli tam także ich koledzy partyjni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz