piątek, 1 lutego 2019

Dziewczyny, nie wiążcie się z islamistą cz.3


Mogła wyjechać do Polski, ale sama, bez dziecka. Postanowiła wyjechać, by szukać pomocy w kraju. - Pomyślałam, że jak wyjadę na dwa tygodnie, to mąż się nią zajmie, nie będzie miał innego wyjścia, to przecież jego dziecko. Pojechałam, ale okazało się, że do Polski nie przyszło zaproszenie z Tunezji, które w czasach komuny było warunkiem wydania mi paszportu. Przez półtora miesiąca chodziłam codzienne do biura paszportowego prosić, bym mogła wrócić do córki. W końcu trafiłam na jakiegoś urzędnika, który ulitował się nade mną i dał mi paszport .  Po powrocie zobaczyłam Ines siedzącą na podłodze w tym samym ubranku, w którym ją zostawiłam dwa miesiące wcześniej. Dziecko kleiło się od brudu i potu. Siedziało i kiwało się w przód i w tył. Miało pusty wzrok. Siedziałam w nocy nad jej łóżeczkiem i płakałam wołając „Boże ratuj!”. Tej nocy podjęłam decyzję, że nie zostawię mojego dziecka. Rano odwołałam bilet na samolot i poszłam na policję poskarżyć się, że jesteśmy bite i głodzone. Męża wezwano na posterunek. Kiedy furia opadła powiedział, że mogę jechać z Ines do Polski na dwa tygodnie, ale jak nie wrócę znajdzie mnie i zamorduje.  Kiedy w końcu samolot wystartował, popłakałam się z wdzięczności. Wiedziałam, że już mnie nie zawrócą. Pierwsze kroki w Polsce skierowałam do Matki Bożej w lubelskiej katedrze, by jej podziękować. To był drugi cud w moim życiu, który zawdzięczam Matce Bożej - kończy swoje świadectwo. GN 22.01.19      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz