sobota, 1 czerwca 2019

Grzech pozostanie grzechem


Zachwyca mnie dynamizm pierwotnego Kościoła. Odwaga, z jaką apostołowie wychodzili do tłumu, mówiąc bez zbędnego owijania w bawełnę: „To WY zabiliście Jezusa, ale Bóg Go wskrzesił z martwych”. Przecież groziło to śmiercią lub trwałym kalectwem! A ostatnie słowa Szczepana? „Twardego karku i opornych serc i uszu! Wy zawsze sprzeciwiacie się Duchowi Świętemu. Jak ojcowie wasi, tak i wy!”. Nie dziwię się, że agresorzy zatykali uszy.   Słowo „miło” odmieniane jest dziś przez wszystkie przypadki. Tyle, że Duch Święty przekonuje świat          „o grzechu i o prawdzie”. A i jedno, i drugie nie należy do przyjemności.
Fascynuje mnie delikatność, z jaką Jezus rozmawiał z grzesznikami. Dialogu z Samarytanką nie rozpoczynał od słów: „Ty taka owaka, żyjesz w grzechu”, a siedzącemu na gałęzi Zacheuszowi nie zapowiedział: „Przyjdę do ciebie na kolację, jeśli połowę majątku rozdasz ubogim, a tym, których skrzywdziłeś, zwrócisz poczwórnie”. Lgnął do grzeszników. Do tego stopnia, że mawiano o Nim: „to żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11, 19). A przecież w nazywaniu grzechu po imieniu był jednoznaczny! Nie stosował żadnej taryfy ulgowej. Kiedy trzeba wołał: „plemię żmijowe”. Bo to, proszę państwa, się nie wyklucza! Co więcej: to właśnie jest miłość. „Miłość” znaczy daleko więcej niż „tolerancja”, a sama tolerancja nie oznacza bezrefleksyjnego akceptowania wszystkiego, co głoszą trybuny tego świata. Grzech pozostanie grzechem, niezależnie od opakowania i dorabiania łzawej ideologii o społecznym wykluczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz