środa, 16 listopada 2022

Gra toczy się naprawdę o rozbicie imperium zła


 Wojna w Ukrainie weszła w nową fazę, nie mniej groźną od poprzedniej. Ważą się losy pokoju w Europie i na świecie. Czy jest jakakolwiek – po ludzku – szansa na uniknięcie globalnego kataklizmu? Z nadzieją patrzyliśmy na zrzucane rosyjskie flagi w odbitym przez Ukraińców Łymanie w obwodzie donieckim. Chcemy wierzyć, że masowe ucieczki mobilizowanych na wojnę Rosjan to zapowiedź klęski Putina. Mocno zraniony i rozwścieczony, ale nadal niepokonany ostatecznie niedźwiedź może wyrządzić jeszcze wiele szkód. Tyle tylko, że alternatywą dla osłabiania Rosji bynajmniej nie jest pójście z nią na kompromis, jakiekolwiek ustępstwa terytorialne czy „niedopuszczenie do upokorzenia”, jak postulował jeszcze niedawno prezydent Francji. Dziś już chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że oddanie choćby koniuszka palca zawsze ośmielało Putina do jeszcze większej agresji. I z pewnością upadek Ukrainy stałby się zachętą do kolejnych podbojów. Choć trudno sobie dziś wyobrazić taki scenariusz, to jeśli chcemy w ogóle myśleć o spokojnej przyszłości w Europie, zacznijmy przynajmniej marzyć o świecie bez Federacji Rosyjskiej, a co najwyżej z małym państwem rosyjskim – zdemilitaryzowanym i objętym międzynarodową kontrolą oraz stopniowym niszczeniem jego arsenału nuklearnego. Gra toczy się naprawdę o rozbicie imperium zła, jakim jest Federacja Rosyjska, wierna spadkobierczyni ZSRR. Jacek Dziedzina, GN 40/22



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz