poniedziałek, 18 listopada 2013

Krew mówi za ofiary

Jak to możliwe, że w ciałach pasażerów Tu-154M stwierdzono ponadnormatywną, dającą się wytłumaczyć tylko wybuchem, obecność tlenku węgla? Jak to możliwe, że do dziś nikt tego nie zweryfikował? - zastanawia się dziennikarz "Sieci" Marek Pyza (2.06.13). Chodzi o stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej. Jej poziom jest badany m.in. u osób zmarłych w wyniku zaczadzenia. Odgrywa też ważną rolę w dochodzeniu przyczyn zagadkowych katastrof lotniczych. Ten rodzaj hemoglobiny występuje naturalnie w organizmie człowieka w stężeniu do 2%. Powyżej 4% pojawiają się objawy zatrucia: bóle głowy, zaburzenia rytmu serca, drgawki i zgon. Wyjątek stanowią palacze, u których stężenie wynosi nawet 12%. Tymczasem u trzech osób niepalących, na podstawie danych zawartych w materiałach rosyjskicj chemików, poziom hemoglobiny tlenkowęglowej wyniósł odpowiednio: 6%, 12% oraz 16%. Medycyna sądowa mówi, że osoby te znalazły się w atmosferze zawierającej tlenek węgla, który dostał się do ich organizmu przeżyciowo. Jedynym pewnym źródłem wydzielania CO w tym przypadku może być ogień, na co wskazuje nadpalenie niektórych ciał. Tymczasem ofiary zostały znalezione poza strefami pożarów. Wysokie stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej we krwi tych ofiar wskazuje więc na wybuch. Niewybaczalne było w tym kontekście niewykonanie przez prokuraturę sekcji zwłok na samym początku i stwierdzenie, że wystarczy jak wykonają to sami Rosjanie. Tymczasem zwłoki "mówią".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz