niedziela, 5 maja 2013

Wmawianie nienawiści

Człowiek ubliżający innym od k... czy ch... daje raczej wyraz stanu psychicznego, niż jest w stanie kogoś przekonać. Istotą problemu nie jest słuszność bądź niesłuszność piętnowanych postaw, lecz zwyczaj przypisywania oskarżanemu nienawiści odczuwanej przez oskarżającego (filozof Roger Scruton). Kiler z Łodzi po zamordowaniu osoby związanej z partią znienawidzonego przez niego Kaczńskiego czuł się zbawcą społeczeństwa i deklarował, że chciał zabić samego lidera PIS. Łódzka historia nikogo niczego w Polsce nie nauczyła. A to dlatego, że za walkę z mową nienawiści bierze się dziś medium, które równocześnie publikuje teksty porównujące PIS do partii nazistowskiej. Trudno o bardziej jaskrawy przejaw hipokryzji. Na oponentów Lis wylewa potoki pomyj, Wołek nazywa ich watahami, Niesiołowski stosuje agresywny bełkot. Starają się oni przedstawić swoich politycznych przeciwników jako "znienawidzonego wroga", lubieżnych, knujących, obłudnych, świętoszkowatych. Tacy byli właśnie chrześcijanie według propagandy Nerona - podstępni i skrywający swoje właściwe skłonności, żywiący nienawiść wobec całego rodzaju ludzkiego. I w tym przypadku usprawiedliwieniem prześladowań jest właśnie nienawiść przypisywana prześladowanym. Wyobraźnię wielu dzisiejszych polityków i publicystów przerasta to, że wmawianie ludziom kłamstw, straszenie ich rzekomą cudzą nienawiścią, może mieć fatalne, nieobliczalne skutki społeczne. Im większe rozczarowanie i problemy społeczne, tym bardziej władza Platformy Obywatelskiej opiera się wyłącznie na straszeniu "potworem Kaczyńskim" i jego sługusami, do których zalicza się niemal całą prawicę. Na czele propagandy nienawiści stoi władza, usłużni dzienikarze, ludzie kultury, celebryci  a później zainfekowane społeczeństwo. Czy można uniknąć infekcji? Być może warto zastosować się do słów papieża Benedykta XVI, który twierdzi, że nawet katolik może nie zgadzać się z jego "Jezusem z Nazaretu", ale żeby jakiekolwiek zrozumienie miało sens potrzebna jest choć odrobina sympatii. Choć odrobina. Oponent to też dziecko Boże, tak samo przez Boga kochane. (według artykułu Wiktora Świetlika, "W sieci", 18.02)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz