wtorek, 11 czerwca 2013

Syndrom poddaństwa

Polska pod zaborami zachowała swoje elity i tożsamość narodową. Po 1918 roku nie przeżyła traumy emigracji elity, co jest charakterystyczne dla krajów kolonialnych. II RP od razu miała swoją energiczną elitę państwową. Dawni zaborcy postanowili w 1939 roku naprawić swój "błąd" i całkowicie zniszczyć naszą elitę narodowo-katolicką. Centrum polityczne zostało opanowane przez ludzi ze społecznego marginesu z poparciem Związku Sowieckiego. Mieli oni poczucie obcości wobec narodu i traktowali go jak wroga. Po II wojnie światowej Rzymem dla komunistów stała się Moskwa. Stamtąd przychodziło namaszczenie na polityków o aspiracjach przywódczych. Cechowała ich usłużność i uległość wobec zewnętrznego ośrodka władzy i niechęć do społeczeństwa.  W epoce Gierka otwarciem na Zachód usiłowano osłabić zależność od Wschodu. Zauważono, że prawdziwe "konfitury" są na Zachodzie. Niestety ta mentalność, oznaczająca gotowość do uzależnienia przetrwała także po 1989 roku. Syndrom poddaństwa politycznego, gospodarczego i kulturowego w połączeniu z niechęcią do własnego społeczeństwa cechuje obecny obóz rządzący jak i pokomunistyczny. Posady w spółkach Skarbu Państwa wykorzystują oni do celów prywatnych. Polityczni liderzy głoszą otwarcie rezygnację z suwerenności. Do tego wzrasta uzależnienie kulturowe. To kontrast do celów jakie polska elita stawiała sobie w 1918 roku - Polski silnej, bezpiecznej, suwerennej i chrześcijańskiej. W historii taka Polska już była i z pomocą Bożą powróci - trzeba tylko uwolnić się od zaprzańców, którzy bardziej chwalą cudze, a swojego nie znają i znać nie chcą (w oparciu o artykuł prof. Zdzisława Krasnodębskiego, Sieci, 11.05.13)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz