poniedziałek, 18 lutego 2013

Gra w euro

Od pewnego czasu, w porze wysokiej oglądalności, wyświetlane są nachalne reklamy mające na celu przekonanie Polaków do przyjęcia waluty euro. Pomijając fakt, że osobom starszym tego typu propaganda kojarzy się z okresem  PRL-owskiej agitacji typu wymalowanego na blokach z wielkiej płyty hasła: "By Polska rosła w siłę, a ludziom się żyło dostatniej". Teraz, gdy tylko otworzyć lodówkę, wyskakuje z niej "euro". Nie trzeba być ekonomistą, by widzieć, że państwa o słabszej gospodarce, jak Grecja, Hiszpania, Portugalia, a nawet Hiszpania  czy Włochy, wyszły na euro jak Zabłocki na mydle. Nie należy przyjmować wspólnej waluty w sytuacji totalnej niekonkurencyjności gospodarki i braku własnych banków. Polska konstytucja mówi, że na terytorium polskiego państwa złoty jest walutą obowiązującą. Narodowy Bank Polski ma obowiązek dbać o stabilność złotówki. Przystępując do Unii w 2004 roku zobowiązaliśmy się też do udziału w unii walutowej, pod jednym wszakże warunkiem, gdy będziemy spełniać kryteria konwergencji. NBP musi wtedy przekazać wszystkie rezerwy Europejskiemu Bankowi Centralnemu. Będziemy musieli też dopasować prawo do rozwiązań unijnych, np. w sprawie aborcji, in vitro, eutanazji, gejów itp. To nie Polska, a Komisja Europejska składa do Rady wniosek o przyjęcie nas do strefy euro. Jednak najpierw czeka nas dwuletni pobyt w "przedsionku" strefy, kiedy musimy utrzymać stabilny kurs złotówki wobec euro. Naszą szansą jest przeprowadzenie referendum o wejcie do "przedsionka", na co nie jest wymagana zgoda Unii. Musimy koniecznie powiedzić "nie" wejściu do "przedsionka". W przeciwnym razie czeka nas całkowita już utrata niepodległości gospodarczej i finansowej, oraz faktyczna likwidacja państwa i ideologiczne pranie mózgu jak "wieczna przyjaźń z ZSRR".  Bądźmy mądrzy przed szkodą. Nie pozwólmy na powtórzenie się  historii, tym razem sytuacji zakamuflowanego rozbioru Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz